Tym razem przed Tatrą stanęło nie lada wyzwanie. Aby dotrzeć na start zlokalizowany w samym centrum Łodzi musieliśmy pokonać trasę 130 kilometrów a sam rajd liczył około 110 kilometrów przy bezbłędnym przejechaniu. Nam udało się nabić na liczniku ponad 150 kilometrów ponieważ nie uniknęliśmy kilku błędów na trasie.
Po kilkuletniej przerwie ponownie odwiedziłem Łódź, która sprawia wrażenie miasta coraz bardziej doinwestowanego. Nowe założenia mieszkaniowe zlokalizowane wśród zabudowy pofabrycznej oraz adaptacja obiektów poprzemysłowych cieszyła i umilała trudy rajdu. Pierwszy etap prowadził przez zakamarki miasta, które powoli odkrywało przed nami swoje tajemnice. Ten etap zakończył się próbą sportowo-zręcznościową na obrzeżach miasta a kolejny widowiskowymi popisami na parkingu jednego z centrów handlowych Łodzi. Po posiłku regeneracyjnym załogi wystartowały do ostatniego etapu, którego meta zlokalizowana była w skansenie w Nagawkach.
Na drogach poza miastem Tatra czuje się najlepiej, bez wysiłku pokonywała wzgórza Parku Krajobrazowego Wzniesień Łódzkich i ochoczo zmierzała do mety. Ciekawym elementem było wprowadzenie odcinka jazdy na regularność. W określonym czasie tj. 20 minut do pokonania był wytyczony odcinek trasy ale miejscami droga była tak wąska, że aby samochody mogły się wyminąć trzeba było zjechać na pobocze i odczekać swoje a czas upływał nieubłagalnie. Ze stratą dodatkowych 4 minut wjechaliśmy na punkt kontrolny tego odcinka. Teraz już tylko dojechać do mety i wytchnienie.
W skansenie czekała na nas wspaniała kolacja, która swoim charakterem momentami przypominała weselną biesiadę w której brało blisko 120 zaproszonych przez organizatora Classic Cars Łódź gości.
Łącznie z dojazdem do miejsca startu i powrotem do Warszawy pokonaliśmy trasę wynoszącą około 450 kilometrów co dla 64 letniego samochodu też było wyczerpujące.
Łódź ma swój klimat.
OdpowiedzUsuń